Mariusz
Bondarczuk, Przasnysz
Adasiu,
Ta ul. Kilińskiego
już żyje własnym życiem jak jakaś niezwykła enklawa przasnyskości (...)
z Tobą jako jej patronem. Położona w centrum ale zacisznie, w przeciwieństwie
do Hanki Sawickiej, czy wcześniej Błonia, jako przasnyskiej "przelotówki"
"trzymała" dłużej "ciepło" klimaty i była inna. Stad chętnie odwiedzana
także przez malarzy i ostatnio fotografów. Mam dla Ciebie mały rarytas
- moje zdjęcie pewnie roczniaka, czyli byłby to koniec lat 40-tych, kiedy
paraduję ul. Kilińskiego. Jakaś ona się tutaj wydaje strasznie szeroka,
ale może ta perspektywa i może chodnik był inny, ale to chyba ta ulica.
W oddali charakterystyczny dach owej kamienicy, gdzie mieszkali później
państwo Żychowscy, czyli słynny Stefanek, z którym ongiś przeprowadzałem
wywiad, kiedy jako prawie 80-latek jeszcze ludziom kuł buty. Warsztat obuwniczy
ciągnie ktoś po nim, ale żaden syn czy wnuk. Mam jeszcze chyba przynajmniej
jedno zdjęcie z Kilińskiego, ciut starsze, trzymane do Domu Wencla, gdzie
widać z oddali tę słynną budowlę, a ja stoję koło odwróconego kołami do
nieba roweru. Rzuć okiem na tego faceta z wózkiem i jego okolice. To chyba
na Kilińskiego przed domem
Obrębskiego. Tutaj chyba zresztą mieszkała pierwsza żona mojego teścia. Pozdrawiam,
Mariusz
Mariuszu,
To raczej Królewiecka,
dziś Św. Stanislawa Kostki obok budynku przedwojennych tzw. "tanich jatek".
W oddali szczyt domu Ładów. Ale roczniak mieszkał wtedy na Kilińskiego,
zatem przez tę personalną więź zamieszczam na stronie. A.M.
10.03.2003
Dana
Mariusz na tych fotkach wyglądasz jak panienka. Widać jak mama dbała o Ciebie.
(...) Dzięki za chwilę wspomnień. Ja już mam w pamięci inną, nowszą ulicę
Kilińskiego. Ten dom, gdzie jesteś z wózkiem, jest faktycznie na ulicy
Żymierskiego, a dom jest państwa Ładów. Pani Ładowa była piękną
kobietą, chrzestną matką mojej mamy i siostrą mojej babci z mamy strony.
To byli mądrzy, bogaci i zacni ludzie. Niestety nie było mi pisane ich
poznać. Za późno się urodziłam, a właściwie oni za szybko zmarli, zmarli
bardzo młodo. Tak mówiła mi mama. Wiem gdzie jest ich rodzinny grób.
Chodziłam tam z mamą (...)
Pozdrawiam i życzę dobrej nocy.
Dana.
08.01.2004
Mariusz Bondarczuk
Adasiu,
Wygrzebałem coś takiego, co może Ci się przyda na stronę. To mógł być
rok
1950.
Pozdrawiam
Mariusz
Mariuszu,
Tym razem podrośnięty raczej już trzylatek w króliczym futerku wędruje rzeczywiście ulicą Kilińskiego. To futro
- wówczas szczyt szyku i dziecięcej elegancji - pamiętam do dziś. Pamiętam także, że było z nim utrapienie, bo
brudziło się szybko, a Mama narzekała. Tak więc
datowałbym to zdjęcie na 1951 raczej. Dom Brzezińskich po prawej wydaje się
nad wyraz elegancki. Nie wiadomo skąd ta świetlista fasada, może to kwestia słonecznej
pogody owego dnia. Na jezdni "kocie łby", po bokach rynsztoki. Ówczesny
uliczny standard mimo, że od odbudowy ulicy
w latach dwudziestych minęło ćwierć wieku. W dalekiej perspektywie widoczny dom Kawieckich, natomiast nie ma jeszcze
ani szkoły nr 2, ani tym bardziej sali gimnastycznej łączącej oba budynki. A.M.
Mariusz Bondarczuk
Adasiu,
Poszukując fotek do książki o LO "naszedlem" dwie, które pewnie Cię zainteresują.
Jedna z budynkiem już nieistniejącym, gdzie było to przedszkole, o którym wspominasz na swojej stronie. Na drugim zdjęciu
jestem ja w wieku 2-3 lat i to musi być sam poczatek lat 50-tych na ul. Kilińskiego koło domu
Obrębskiego, gdzie wówczas mieszkaliśmy. Ja siedzę na tym rowerze nie z własnej woli, czy możliwości, ale posadził mnie
na tym bicyklu mój ojciec, do zdjęcia. Rower ten długie lata był w naszym domu i jako chłopak na nim również jeździłem.
Może na strychu przy ul. Żymierskiego (dziś św. Stanisława Kostki, a szkoda, że nie Królewieckiej, jak żal,
że Piłsudskiego, przy której teraz mieszkam to nie Błonie) jest jeszcze jakiś fragment tego pojazdu. O ile pamiętam nie
miał on hamulców. Była to tzw. "tryczka". Ciekawe, bo to określenie nosi znamiona regionalizmu, na ile wyłącznie
przasnyskiego, nie wiem, może cokolwiek mazowieckiego, bo nie ma go Internecie, a Słownik Doroszewskiego wymienia tylko
"tryczek", czyli bloczek kołowrotka. Coś jest na rzeczy, bo jedno i drugie to mechanizm o "luźnym" - jak na moje pojecie
o funkjonowaniu mechanizmów - działaniu. Aby zahamować, trzeba było jedną z nóg zdjąć z pedału i włożyć obutą stopę
pomiędzy widelec, a oponę z naciskiem na tę drugą. Była to jazda ze wszechmiar bardzo niebezpieczna, ale jakoś się jeździło.
Mój ojciec czynił pewnie podobnie, tyle, ze brał mnie na ramę, a być może na jakieś małe siodełko, które tam było
przymocowane.
Pozdrawiam
Mariusz
04.01.2004 r.
Mariuszu,
Twoje foto na rowerze, który doskonale pamiętam... (po cichu zazdrościłem, że mnie mój ojciec nie wozi w takim
wygodnym, rowerowym siodełku na ramie, tylko w wózku na spółkę z coraz wiekszą już Marysią - ciasno było i niewygodnie).
I na dodatek te wspaniałe podnóżki na widelcu (przedniego koła), na których mogłeś postawić stopy! No więc foto wykorzystam
za chwilę. Już nazbierało się sporo Twoich tekścików i fotek. Może pomyślę o wyodrębnieniu działu: "Mariusz B. na Kilińskiego".
Będzie to łatwiejsze w przeglądaniu. (...)
Rower był pomalowany na biało, wydawał z siebie charakterystyczne "cykanie" - stąd "tryczka". To chyba rzeczywiscie lokalne
określenie na ten typ mechanizmu. Pamiętam ten rower jako środek lokomocji na wycieczkach do Rostkowiaka. Nie było przecież
wtedy jeszcze ani Lilianny, ani Michała! A.M.
Wojtek OSTR
"MB na ul.Kilinskiego" - dla mnie bomba
08.01.2004 22:15
Janusz
Mariuszu,
nie wciskaj kitu. Mariusz B. na Kilińskiego to dziewczynka. Tak czy inaczej
dziękuję za próbę wciągnięcia mnie na strony tej powieści sentymentalnej.
Janusz
10.01.2004
c.d.n!
|