.
|
Czerwiec 1939 r. Prezydent Ignacy Mościcki otwiera Gmach Chemii Uniwersytetu im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie.
Lata pięćdziesiąte ub. wieku.
Widok z lotu ptaka.
Widok współczesny
Inauguracja roku akademickiego
Jedna z pracowni studenckich
Sala Rady Wydziału
Aula im. Wojciecha Świętosławskiego
Piknik w Ogrodach Wydziału
|
|
.
|
Post Scriptum
Po przeczytaniu mojego listu spostrzegłem lukę i zdecydowałem się dodać więcej informacji na temat, jak ja w końcu dostałem dyplom uniwersytecki.
a początku piątego roku studiów większość moich kolegów miała już zabezpieczone miejsca w poszczególnych katedrach na robienie prac dyplomowych. Ja i kilkoro innych ciągle nie mogliśmy się zdecydować na wybór specjalizacji. W końcu zdecydowałem się na Katedrę Krystalografii, gdzie ciągle było kilka wolnych miejsc. Nieżyjący już wtedy profesor Chrobak ukazał mi w przeszłości piękno formy naturalnych kryształów. Widziałem w kryształach więcej poezji niż matematyki, więc z ochotą zgłosiłem swoje nazwisko. Niestety, za jakieś dwa, czy też trzy tygodnie prace dyplomowe w Katedrze Krystalografii zostały zniesione z powodu braku odpowiedniej ilości pracowników naukowych.
Poskrobałem się po głowie i zacząłem przemierzać szare korytarze Wydziału Chemii. Ku mojej radości było jeszcze wolne miejsce w Katedrze Technologii Chemicznej. Po kilku minutach rozmowy z profesorem Orszaghem zostałem zaakceptowany z niewielkim tyko grymasem na twarzy profesora. Cały w skowronkach, gdyż była to już prawie połowa listopada, pobiegłem do gabinetu dziekana Kublika z radosną nowiną.
Zapukałem, usłyszałem:
- Proszę!
I wszedłem.
- Panie dziekanie, chciałbym pana zawiadomić, że właśnie zostałem przyjęty na specjalizację do Katedry Technologii Chemicznej.
- Co?! - wykrzyknął. Wyskoczył zza biurka, podszedł do mnie na odległość może pół metra, założył sobie ręce na boki i zaczął krzyczeć:
- Technologia to wszyscy, ale nie ty! - i dalej - A ty, to wszędzie, ale nie na Technologię!
Próbowałem mu przerwać.
- Ależ panie dziekanie...
Nic nie pomagało.
- Nie muszę się tobie tłumaczyć! - krzyknął jeszcze raz podchodząc do mnie bliżej ze swoim brzuchem i prawie wypchnął mnie z gabinetu. Po wyjściu w głowie miałem pustkę, rzekłem do siebie półgłosem - Rany Boskie, co teraz? A w myśli dodałem jeszcze kilka dosadnych i nieparlamentarnych słów.
Zacząłem znowu przemierzać korytarze Wydziału, które robiły się coraz bardziej szare i nieprzyjazne. Po dwóch, czy też trzech dniach zdeterminowany zdecydowałem się wrócić do dziekana i zawiadomić go, że nigdzie nie ma już wolnych miejsc na robienie pracy dyplomowej.
Znowu zapukałem.
- Proszę!
- Panie dziekanie... - zacząłem - niestety nie ma już nigdzie wolnych miejsc na robienie pracy dyplomowej.
- Jak to? - zapytał i energicznie wstając zza biurka kontynuował:
- No to dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałeś? - i wybiegając z gabinetu krzyknął:
- Chodź ze mną!
Wybiegłem za dziekanem z trudem dotrzymując mu kroku. W końcu dotarliśmy do drzwi pani doktor Drabarek, która była kierownikiem Katedry Biochemii. Wtargnęliśmy bez pukania i stanęliśmy przed biurkiem. Pani Doktor podniosła głowę i bez słowa przenosiła wzrok z dziekana na mnie i z powrotem, kompletnie zaskoczona naszym najazdem. Pan dziekan z miejsca oznajmił:
- Pani doktor, Kołpowski będzie robił u pani pracę dyplomową!
Pani Drabarek ciągle siedziała bez słowa z lekko otwartymi ustami i tylko na policzkach zaczęły się jej pokazywać rumieńce.
- A teraz wyjdź! - warknął do mnie dziekan.
Po kilku minutach pan dziekan wyszedł nie odzywając się do mnie ani jednym słowem. Zapukałem, wszedłem do pokoju, pani doktor Drabarek miała już całą twarz czerwoną i kilka rozwianych włosów, ciągle siedziała bez słowa. Ukłoniłem się i zacząłem:
- Pani doktor, chciałbym jak najmocniej przeprosić za formę przedstawienia mnie przez pana dziekana. Chciałbym zapewnić panią, że dołożę największych starań, żeby nie przysparzać pani żadnych kłopotów, a jednocześnie przyrzekam i proszę mi wierzyć - dodałem, bo nie zawsze traktowano mnie serio - że zrobię wszystko, na co będzie mnie stać, żeby moja praca dyplomowa była jak najlepsza.
Pani doktor przez chwilę nie odzywała się, a po chwili powiedziała:
- Dobrze panie Kołpowski, proszę przyjść jutro i załatwić wszystkie formalności.
Wyszedłem z jej gabinetu z morzem sprzecznych uczuć.
Jako temat pracy dyplomowej dostałem - "Syntezę trójpeptydów metodą siarczynową". Opiekunem pracy był mój stary kolega, z którym razem rozpoczęliśmy studia. Pracę zakończyłem przed czasem z bardzo dobrymi rezultatami. Potem druk na maszynie z kopiami przez kalkę i ocena przez profesora Świderskiego.
Nareszcie dzień egzaminu dyplomowego!
Na szczęście mój jedyny garnitur był ciemny i nadawał się na egzamin. Dobrałem spokojny krawat i zupełnie jeszcze przyzwoitą koszulę, stawiając się na czas. Po wejściu do pokoju egzaminacyjnego nogi się pode mną ugięły - dziekan Kublik był w komisji egzaminacyjnej. Usiadłem na jedynym krześle po przeciwnej stronie komisji.
Początek był zupełnie dobry, dyskusja pracy dyplomowej, dyskusja na temat peptydów, dyskusja na temat rezultatów. W końcu i dziekan wykorzystał swoja szansę i zaczął się wypytywać na temat mechanizmów przechodzenia chmur elektronowych w cząsteczkach organicznych. Zacząłem coś bąkać, profesor Świderski i doktor Drabarek starali się podsuwać dodatkowe pytania, na które było łatwiej odpowiedzieć.
Niestety, nie byłem w stanie wydusić z siebie ani słowa więcej, czułem pot spływający po plecach, elanobawełna nie była dobrym materiałem na garnitury egzaminacyjne. Zapadła cisza. Z czerwona twarzą machinalnie otwierałem i zamykałem wieczne pióro oblewając się atramentem. W końcu ktoś powiedział:
- No to dziękujemy panu, proszę poczekać za drzwiami.
Wyszedłem na chwiejnych nogach i bez tchu.
Po chwili drzwi się otworzyły i poproszono mnie do środka. Komisja egzaminacyjna stała. W środku dziekan Kublik z półuśmiechem na twarzy, z lewej strony doktor Drabarek, a z prawej profesor Świderski. Oboje mieli bardzo poważne miny. Dziekan Kublik zaczął:
- No, niestety panie Kołpowski... - długa przerwa...- niestety... - krótsza przerwa...
Ja w tym momencie czułem pot spływający mi po plecach, po nogach, do butów. Myślę sobie - no tak, pierwszy student, który studiował dziewięć lat i pierwszy student, który oblał egzamin dyplomowy. Najlepiej walnąć Kublika w łeb i zakończyć tę szopkę. Ostatnim wysiłkiem woli przekonywałem siebie, że dyplomu i tak nie dostanę, a jak walnę Kublika w łeb, to na dobitkę pójdę siedzieć. Czekałem więc dalej na przebieg wypadków.
Pan dziekan kontynuował:
- Niestety... - i dalej już płynnie - ...postanowiliśmy ocenić pana studia na dostatecznie!
Powietrze uciekło mi z płuc, zachwiałem się i wtedy pani doktor Drabarek z anielskim uśmiechem wyciągnęła do mnie rękę mówiąc:
- Ale pracę dyplomową oceniliśmy panu na bardzo dobrze!
W głowie mi zawirowało, bez słowa uścisnąłem wszystkim dłonie i wyszedłem.
Nie zdawałem sobie sprawy, że wraz z drzwiami zamknąłem za sobą najpiękniejszy rozdział mojego życia.
Ostatni rozczulający moment na Wydziale Chemii przeżyłem podczas wręczania dyplomów. Profesor Rodewald stał na podium w auli i wywoływał nazwiska. Kiedy przyszła moja kolej, na widowni zabrzmiały brawa. Byłem tym tak zaskoczony i wzruszony, że nie zdołałem wydusić jednego słowa. Zdołam tylko podnieść w górę ponad głowę nowiutki, oprawiony w bordową skórkę dyplom i skłonić się wiwatującym na moją cześć koleżankom i kolegom.
Z perspektywy czasu - nie mam żadnych pretensji ani żalu do byłego dziekana Kublika, ani też do kilku nielicznych osób spośród personelu nauczającego na Wydziale Chemii, które nie darzyły mnie zbytnią sympatią. Znakomita większość była zawsze niesłychanie serdeczna i traktowała mnie zwykle jako "naturalne zło konieczne". Za wszystkie moje przypadki mogę tylko podziękować sobie i swoim zdolnościom wplątywania się w sytuacje niecodzienne, zarówno na Wydziale Chemii Uniwersytetu Warszawskiego, jak i poza, ale to już wybiega poza ramy wspomnień uniwersyteckich.
Serdecznie dziękuję Państwu za uwagę.
Z poważaniem,
Mikołaj Kołpowski
Wspomnienia dedykuję Aleksandrowi Bialskiemu.
M.K.
|
|
.
|
Sigma-Aldrich Sp. z o.o.
Poznań
4880.- zł
Merck - Sp. z o.o.
Warszawa
3500.- zł
|
Ożarów Mazowiecki
2000.- zł.
nLab - Warszawa
2000.- zł.
Millipore Sp. z o.o.
BioScience Division,
Warszawa
1830.- zł.
SHIM - POL
A.M. Borzymowski,
Izabelin
1400.- zł.
Aparatura Naukowo -
Badawcza
Andrzej Wiśniewski
Katowice
1000.- zł
(Kwoty z podatkiem VAT)
Formularz zgłoszeniowy można pobrać klikając na obrazek powyżej, wydrukować, wypełnić i nadesłać pod adres Wydziału z dopiskiem na kopercie: "Jubileusz". Można też nadesłać plik jako załącznik pod adres
orlowska@chem.uw.edu.pl
|
.
|
|